Mieszkałam i pracowałam w ciągu roku w kilku miejscach, aby poznawać lepiej Diakonię i Kościół Ewangelicko-Augsburski w Polsce.
Najdłużej
byłam w Bładnicach koło Ustronia, gdzie mieszkałam w parafii i
pracowałam w „Ośrodku Rehabilitacyjno-Wychowawczym” dla
niepełnosprawnych dzieci w Nierodzimiu. Do tego ośrodka dzieci
przyjeżdżają codziennie i spędzają czas od rana do południa w dwóch
niedużych grupach. Wszystkie są umysłowo upośledzone, a kilkoro z, nich
ma także różne fizyczne trudności. Razem bawią się i uczą o naszym
środowisku. Także bardzo dużo majsterkują i malują. Praca z nimi nie
zawsze była dla mnie łatwa, ponieważ niektóre miały kłopoty z
koncentracją, co wymagało z mojej strony nie tylko dużo energii, ale i
cierpliwości. Ważna była dla mnie pomoc moich koleżanek z pracy. Miały
dla mnie czas i zrozumienie. Za mój pobyt w tym ośrodku jestem
wdzięczna, bo pracując z niepełnosprawnymi dziećmi, dużo się nauczyłam.
W Bładnicach poznawałam także życie parafialne. Brałam udział w
licznych spotkaniach, a czasem imprezach; chodziłam nie tylko na
nabożeństwa, ale i na zebrania młodzieży, na spotkania kota pań i próby
chóru kościelnego. Niektórych ludzi odwiedzałam w ich domach razem z
księdzem (duszpasterzem w Ustroniu-Bładnicach jest ks. Adrian Korczago)
albo z siostrą środowiskową. Jako szczególnie ważny chcę podkreślić
kontakt z rodziną księdza. Jemu i jego żonie jestem wdzięczna za
wszelką pomoc, za ich towarzystwo i ciepło.
Poznałam również
dwa ewangelickie domy opieki: „Tabitę” w Chylicach i „Emaus” w
Dzięgielowie. W Dzięgielowie, gdzie byłam prawie cały marzec, podobało
mi się tak bardzo, że prosiłam, żebym mogła tam jeszcze raz na dłużej
pracować. Wróciłam tam na początku czerwca. Podczas moich ostatnich
trzech miesięcy w Polsce mieszkam w Diakonacie „Eben-Ezer” razem z
polskimi dziewczynami, które są na roku służby. Praca na oddziale w
domu opieki jest cięższa od tej, którą przedtem wykonywałam, ale jestem
z niej bardzo zadowolona. Najważniejsze jest to, że żyję wśród ludzi,
którzy ogromnie się cieszą z mojej obecności.
Szczególne dla
mnie były wczasy, w których pomagałam: świątecznonoworoczne dla starych
i samotnych w Wiśle-Jaworniku i terapeutyczno-wypoczynkowe dla
niepełnosprawnych w Mikołajkach. Poznałam na tych wczasach dziewczyny,
które także były opiekunkami. Spędzałam z nimi świetny, niezapomniany
czas. Dzisiaj już nie wyobrażam sobie mojego życia w Polsce bez ich
przyjaźni! Znalazłam koleżanki również wśród studentek teologii w
Warszawie, gdzie miałam okazję mieszkać przez tydzień. Byłam także w
Krakowie i na obozie narciarskim ewangelickiej młodzieży w
Szyczyrku-Salmopolu.
Już teraz wiem, że będzie mi strasznie
trudno wyjechać w końcu sierpnia. Przecież nie tylko nauczyłam się w
tym roku nowego języka, a nie spędziłam tego czasu w byle jakim miejscu
poza domem. Ale nauczyłam się lepiej rozumieć Polaków i Polskę, może w
pewnym sensie nawet kochać ich, tak że będzie mi ciężko opuścić tych, z
którymi byłam, i te miejsca, gdzie się miałam dobrze. W październiku
chcę iść na studia tłumaczenia literatury w Düsseldorfie, ale nie
wątpię, że na powrót do Polski nieraz będę znajdować czas. Mam
nadzieję!
Martina Meyer